Dajesz na FB fotkę z wakacji. Ktoś pyta: "Gdzie byłeś też tam chce jechać?", odpisujesz podając lokalizację miejsca - gratulacje, zostałeś reklamą, nośnikiem reklamy - wybierz nazewnictwo które najbardziej Ci odpowiada.
Dodajesz na FB fotkę, masz na niej koszulę z wielkim logo na piersi C****n C***n, A****s, P**a - gratulacje, zostałeś reklamą, kryptoreklamą, nośnikiem reklamy - wybierz nazewnictwo które najbardziej Ci odpowiada.
Zrobię poniżej symulację, co potrzeba żeby zrobić zwykły post na bloga, recenzję kosmetyku, bez pomocy sponsora. Celowo nie podaję cen, niech każdy poszuka we własnym zakresie, takie tam zadanie domowe z matmy:
- kupić produkt
- zaryzykować i użyć go na sobie
- zrobić foty (uśrednijmy czas na sesję niech to będzie godzina): potrzebny prąd do naładowania telefonu, telefon przynajmniej przeciętnej klasy, tło, dodatki, miejsce (jak wynajmujesz dolicz koszt wynajmu, jak własnościowe dalej dolicz koszt podatku)
- obróbka graficzna (dalej koszt prąd, chyba że już zainwestowałaś w chomiki i podpięłaś dynamo od rowera do kołowrotka, to szacun!)
- napisz post (dalej koszt prąd, eksplanacja laptopa/tableta/telefonu zależy na czym robisz)
- wypromuj go, dodaj linkowanie w SM (dalej koszty jak wyżej)
To tylko najprostszy przykład, bo do tego często dochodzą koszty części zamiennych (baterie i ładowarki do sprzętu), czy nawet koszta dojazdów czy podwykonawców. Lub gdy jednak polegasz na wyłącznie samotnej pracy, pamiętasz ile płaciłaś za czesne za studia? Ile jak studiowałaś?
Czy to jest działalność wolontariacka? Czy budowa portfolio pod przyszłą działalność?
Bądźmy szczerzy, czas który poświęciłaś na tą pracę, mogłaś spożytkować inaczej, dobrze wiedziałaś, o czym myślisz długofalowo.
Bądźmy szczerzy, albo ktoś dobrze oszukuje sam siebie, jak wmawia sobie że nie ma zamiaru czerpać korzyści z internetu, lub naprawdę jeszcze nie wie po co przyszedł do internetu.
W sieci teraz można zauważyć, że połowę treści w social mediach zajmują teraz wpisy z oznaczeniami typu: „Autopromocja”, „Post sponsorowany”, „Płatna współpraca z marką XYZ”. Całe to zamieszanie powstało z powodu nowych wymogów dla treści udostępnianych w sieci, określonych przez UOKiK.
Na początku wszyscy myśleli, że teraz będzie łatwiej odróżnić zwykłą treść, od reklamowej. Jednakże, jak zwykle w Polsce, efekt jest zupełnie odwrotny od zamierzonego.
Główny problem stanowi taka sytuacja: „Nie ma znaczenia dla uznania treści, jako komercyjnej, jaką influencer otrzymuje z niej korzyść. Może ona mieć formy wynagrodzenia pieniężnego lub rzeczowego, czyli m.in.:
– produktów lub usług,
– zniżek na zakup produktów lub usług,
– zysków z publikacji kodów zniżkowych,
– linków afiliacyjnych,
– udzielanych licencji,
– voucherów promocyjnych, bonusów, pokrycie dodatkowych kosztów udziału w wydarzeniu (oprócz biletów wstępu)”.
Zapis ten, przeczy innemu zapisowi: „Niezależnie od tych zmiennych, każda reklama – czyli treść komercyjna, lub materiał reklamowy – powinna być odróżniona od informacji neutralnej.”
Największym obecnie bublem prawnym, jest fakt oznaczania postów z linkami afiliacyjnymi, jako treści reklamowe. Wprowadza to odbiorców w błąd.
Urząd znowu nie wziął pod uwagę warunków wynagrodzenia za dane treści. Nie każda umowa jest taka sama. Gdyby ktoś miał kontrakt, gdzie ma produkt sponsorowany + dodatkowy zarobek z afiliacji, to by oznaczenie się zgadzało. A nie zawsze tak jest.
Tutaj zapisy UOKiK sobie przeczą, ponieważ możemy tworzyć treści z linkami afiliacyjnymi, których nikt nam nie narzuca, robimy to dobrowolnie. Oznaczenie ich, jako płatnych treści za każdym razem, to znowu wprowadzanie odbiorcy w błąd.
Z afiliacji, twórca, otrzymuje wynagrodzenie dopiero w momencie dokonania zakupu przez klienta. Kiedy nikt nie sponsoruje treści, sami najpierw pokrywamy koszty zakupu materiałów, biletów, wykonania wpisu i dopiero w momencie, gdy ktoś dokona zakupu z naszego linku afiliacyjnego, mamy zwrot poniesionego nakładu pracy, proporcjonalnie, w zależności od warunków umowy, zawartej z usługodawcą linków afiliacyjnych.
Nie mamy żadnej gwarancji, że ta konkretna inwestycja w konkretny produkt kiedykolwiek się zwróci, bo najzwyczajniej w świecie odbiorcy mogą nie być nim zainteresowani, lub mogą nas omijać kupując go stacjonarnie lub w innym sklepie, gdzie nie mamy umowy o afiliację.
To nie pierwszy raz w Polsce, gdy ma się wrażenie, że prawo i przepisy tworzą ludzie, którzy nigdy danym tematem się nie zajmowali.
W mediach już mamy listę twórców do których urząd się doczepił i nałożył kary. I jaki to da efekt długofalowo? Po prostu ci wszyscy celebryci zarejestrują swoje firmy za granicą, i tam będą płacić podatki. Więc zamiast zwiększenia wpływu do budżetu, znowu wpływ się zmniejszy. Był czas na okradanie mandatami kierowców, teraz czas na internet.
Samo zakładanie fundacji przez znane osoby, to dalej działalność PR mająca na celu zbudowanie pozytywnego wizerunku właściciela. Czyli dalej promocja jego właściwej działalności.
Nie śmiejmy się z dzieci, co wierzą w Świętego Mikołaja. Śmiejmy się z dorosłych, co wierzą w działalność charytatywną w internecie.
Więc pytanie co z tym zrobić? Do czasu aż tego bubla nie naprawią, jesteśmy między młotem, a kowadłem. Oznaczać wszystko jako reklama, żeby urząd nie miał jak się przyczepić, czy nie wprowadzać swoich odbiorców w błąd? Ja niestety praktykuję pierwsze rozwiązanie, bo wiem, że ludzie co mnie "bardzo lubią" dalej śledzą co robię. Tylko na FB i IG masz możliwość zablokować komuś dostęp do swojego konta, a na pozostałych stronach już może widzieć każdy Twój ruch. Mam świadomość, że mogą oni wykorzystać ten bubel, żeby mi narobić problemów, z zemsty, bo tak.
Staram się sygnalizować uczciwie swoją działalność, dlatego też dodaję dodatkowo oznaczenia etykietami:
- Materiał zewnętrzny - jest to wpis sponsorowany z dostarczoną przez reklamodawcę treścią. Wartość merytoryczną posta gwarantuje reklamodawca.
- Afiliacja - linkuję we wpisach linki do programów partnerskich. Nie są to reklamy sponsorowane pomimo że UOKiK tak nakazuje je nazywać. Zakup materiałów do realizacji posta oraz amortyzować sprzęt do realizacji muszę za własne środki finansowe! Ponoszę również koszt czas potrzebny do realizacji danego posta. Kupując z moich linków afiliacyjnych wpierasz moją uczciwą pracę, umożliwiasz mi realizację działalności bez konieczności kombinatostrwa i wspierania nieuczciwych praktyk.
Ceny produktów ustala zawsze sprzedawca, nie ponosisz jako konsument żadnych dodatkowych kosztów kupując z moich linków. Mało tego! Jeżeli sprzedawca ustanowi w momencie kliknięcia przez Ciebie z mojego linku afiliacyjnego promocję, również z niej korzystasz na zasadach jak każdy inny kupujący.
- Współpraca barterowa - są to posty realizowane z firmami w ramach barteru. Tutaj również wynagrodzenie to barter, ustalony z reklamodawcą. W celu zrealizowania posta muszę amortyzować własny sprzęt i ponoszę również koszt czas potrzebny do realizacji danego posta.
Blog jest moim miejscem pracy, a że nie mam możliwości pozyskać socjalu od państwa i za to żyć, to muszę w sposób tradycyjny pobierać opłaty za wykonaną pracę.
Dzięki współpracom wszystkie treści na Blogu są dostępne dla czytelników za darmo! Bez tego serwis wymagałby wykupienia dostępu przez odbiorców subskrybcji abonamentowej, aby pokryć koszta pracy!
Post oczywiście jest częścią autopromocji mojego e-booka Jestem Prywaciarzem. Dowiesz się z niego, jak wygląda prowadzenie firmy w Polsce, wręcz jak widać sportem ekstremalnym. Dostępny w formacie PDF na Empik, Fansi i Legimi.
Sama prawda.
OdpowiedzUsuńoj tak napisanie posta to sporo pracy przed i po publikacji
OdpowiedzUsuńInteresujące informacje.
OdpowiedzUsuńHaha, to prawda - jak to w Polsce - efekt przeciwny do zamierzonego! ;p
OdpowiedzUsuńBardzo przydatne informacje 😊
OdpowiedzUsuńważne i interesujące wiadomości.
OdpowiedzUsuń