Menu

05 sierpnia 2023

Efektywność w pracy vs. Samotność: droga do harmonii i uratowania zdrowia

Kolejny post oparty na moich przeżyciach, jak zniszczyłam sobie zdrowie wieczną pracą, jak dałam się zmanipulować szkodliwymi hasłami na temat pracy, aż w końcu dojrzałam do momentu, w którym nazywam problemy po imieniu. 

W moim przypadku było kilka konkretnych wydarzeń, przez które pękłam:

- Pójście do mojej szkoły średniej, czekanie na parapecie na spotkanie z dawną pedagog, patrzyłam przez okno jak szkolniki spacerują po placu, na trybunach siedzą w kółeczkach i się wymieniają historiami… i przypomniałam sobie, jak wtedy byłam zazdrosna o przeżycia rówieśników, i dawałam się manipulować modną wtedy wymówką "masz jeszcze czas", i jaki efekt? Szkoła średnia skończona, nigdy nie byłam na randce, nigdy nie byłam w związku, nigdy nie byłam na studniówce… i można tak wymieniać i wymieniać w nieskończoność. Kiedy moje rówieśniczki normalnie umawiały się z facetami na randki, ja już wtedy jak kopciuszek byłam zamknięta z robotą. Jasne, można obwiniać facetów, że nie chcieli się ze mną umawiać, ale to nie zmieni historii.

Tresuje się też nas od samego początku, że mamy żyć tylko dla pracy. Jestem przykładem jak można tak zmanipulować człowieka. Potulnie pracowałam za darmo dla kogoś, a sama na dodatek maskowałam już jako nastolatka samotność wieczną pracą. 

- Ten dzień, gdy jako etatowiec zostałam na drugą zmianę, a ci którzy mieli stałe dochody typu stypedium, przechodzili za moimi plecami, i się umawiali na weekend. Pamiętam ten przeszywający ból i rozczarowanie, za co ta kara. Mogłam tylko wtedy pomarzyć o ich możliwościach, moja najniższa krajowa musiała być przeznaczana na rachunki, nic nie było z tego dla mnie. Gdy w końcu opuściłam etat i zaczęłam się leczyć, diagnoza wcale nie zszokowała, w sumie to nie było nawet we mnie sił, żeby poczuć czegokolwiek.

- Zazdrość, jak z otoczenia znajoma co, zamiast pójść w pracę, to poszła w rozmnażanie, i wtedy były podwyżki podatków, przez co moje wynagrodzenie spadło, i w efekcie ona z zasiłków miała wyższe dochody niż ja z pracy. Ona chwaliła się, pokazywała pamiątki jak balowała w Bieszczadach, a mnie tylko wyżerało od środka, dlaczego ja nie mam z kim ani za co jechać w Bieszczady.

Ładnie się teraz takie zjawisko nagabywania na rezygnację z siebie, na robienie z siebie maszyny do roboty nazywa - kultura z@pierdlu. Też jestem ofiarą tej manipulacji.

Do tego jeszcze moje uciekanie od problemów w pracę. Maskowanie samotności wieczną robotą. Dojrzałam do tego, aby nazywać ten problem po imieniu.

Pracuję od 13 roku życia, żaden sekret. Maskowałam w ten sposób samotność. Zamiast normalnie robić to co rówieśnicy, przez to, że szybko i mocno się zakochałam (dopiero kilka lat później na terapii dowiedziałam, dlaczego tak się dzieje) zostałam oczywiście odtrącona, byłam niechciana, i maskowałam to udając, że jest okej pracując. Nikt mi wtedy nie pomógł, nikt nie zaproponował wyjścia do rówieśników, nauczenia się robić tego, co oni (choćby nauczyć się grać w tę siatkówkę do której zmuszali nas na WF-ie, po dziś dzień śnią mi się przez nią koszmary), wszyscy udawali, że nie ma problemu w tym, że siedzę zamknięta z laptopem. Nikt nie widział problemu w tym, że czas pędzi, a ja nie rozwijam się adekwatnie do wieku, że mnie coś w życiu omija.

Potępiam kulturę z@pierdlu nie bez przyczyny. Zniszczyłam sobie lata temu tak zdrowie psychiczne. Nikomu nie życzę tego samego.

Co robić i jak żyć? Zdecydowanie nie bawić się w maszynę do roboty!

Tak wiem, łatwiej powiedzieć niż zrobić. Szczególnie jak od młodego tresuje się nas na następcę "ja zjem byle co i idę do roboty", nie zachęca się nas do szanowania własnych uczuć i zdrowia, olewa się nasze potrzeby.


Samoorganizacja, czyli jak wydostać się z szpon wiecznej roboty

Każdy zawód jest inny, podpowiem sposoby jak sobie radzę jako handlowiec & bloger:

- Wykorzystywanie współczesnej technologii do pracy:

- ChatGPT. Najbardziej teraz mi pomaga w ogarnięciu YouTube i do pisania ofert sprzedażowych. Traktuję go jak wytresowane dziecko, w podobnej formie wydaję mu komendy, aby robił pracę za mnie:
Efektywność w pracy vs. Samotność: droga do harmonii i uratowania zdrowia
Efektywność w pracy vs. Samotność: droga do harmonii i uratowania zdrowia
Efektywność w pracy vs. Samotność: droga do harmonii i uratowania zdrowia


- Ustawienie alertów o przekroczeniu czasu pracy. Przy obecnych oprogramowaniach, da się ustawić nawet alert ostrzegawczy o zbyt długim pobycie na nawet na platformach typu Instagram.

- Korzystam z przeglądarki Safari - mam po kolei ustawione kafelki do stron, które używam codziennie do roboty. Wydaje się niewiele, ale w skali roku szanuję swój czas, nie tracąc go wpisując ręcznie codziennie adresy narzędzi, oraz nie tracę czas na "czy o czymś zapomniałam, moment niech sobie przypomnę <próba przypomnienia sobie adresu serwisu na którym miałabym wykonać XYZ>".
Efektywność w pracy vs. Samotność: droga do harmonii i uratowania zdrowia

- Zrezygnowałam ze starych sposobów pracy - typu wystawianie produktów jednorazowych (z moich zasobów szafy ciuchów) na portalach aukcyjnych - zastąpiłam to linkami afiliacyjnymi. Z prostej przyczyny, każdorazowo musiałabym daną rzecz przygotować do zdjęć, wykonać foty, obrobić foty, wymyślić opis, zrobić pomiary… i tak za każdym razem. Linki afiliacyjne będą aktualne do czasu, aż właściciel sklepu nie zlikwiduje z sieci linku sprzedażowego, a najczęściej sklepy prowadzą sprzedaż hurtową, czyli mają XXX ilości tego samego produktu, w tym samym modelu. Nawet jeśli jednorazowo prowizja jest niższa, to w dłuższej perspektywie czasu jest to rozwiązanie o wiele bardziej opłacane, bo nie pracuję w nieskończoność, nie tracę również czasu na po sprzedaży szukanie kupionego przez klienta produktu (potrafią zamawiać dopiero po 2-3 latach od wystawienia, wielokrotnie wtedy poszukiwania trwały i 2-3h), pakowanie i wysyłkę.

- Szacunek do swojego zdrowia:

- Przerwy w pracy na wyprowadzenie psa czy kota na spacer. Wołam pieska "chodź, niech nasze kręgosłupy i oczy odpoczną". Budowlańcy mają zniszczone kolana, biurowcy mają zniszczone kręgosłupy i oczy, i tak po kolei można wymieniać każdą specjalizację. Jak sami o siebie nie zadbamy, to kto ma to zrobić?

- Uczę się syndromu etatowca - godzina 15:00 wychodzę i "po robocie nie gadamy o robocie". Telefon z laptopem zostaje na biurku, i idę do kolegów na piwo. Bo po co w prawdziwym życiu telefon? Jak poruszasz się w promieniu 500m po co ci on? Nawet jadąc do kogoś w odwiedziny można zostawić telefon w aucie, skupić się na tu i teraz.

- Wycofanie się z wiecznej roboty - delegowanie działań - dziś już nie ma rynku z 2017 roku, kiedy zarejestrowałam Jednoosobową Działalność Gospodarczą. Wtedy sytuacja rynkowa była zupełnie inna. Wtedy faktycznie, z samotnej pracy jeszcze można było się utrzymać. Nie było aż tak wysokich podatków jak dziś, nie było aż tak skomplikowanego prawa jak dziś, po prostu nie było aż takiego gnębienia przedsiębiorczości i własności prywatnej jak dziś. Dziś samemu już się nie urobi na podatki. Dziś samemu to się orobisz, a nie zarobisz. Rynek jest przesycony, stawki pożerane przez podatki, nie wymyślimy koła na nowo.

- Obniżenie środków pieniężnych na pracę - jeszcze rok temu oddawałam pracy swoje 50% przychodów. Kolejny Nowy Wał mnie złamał, powiedziałam dość. Postanowiłam oddawać pracy 30%. To nieprawda, co tłuką nam do głów samozwańczy "eksperci", że jak będziemy dziś pracować więcej niż otoczenie, to za X lat będziemy mieć to na co oni nie będą mogli sobie pozwolić. Bzdura. Czas upłynie, i tylko będziemy sfrustrowani. Będziemy zasypiać próbując marzyć o nowych wydarzeniach, nie będziemy czuć smaku kawy, bo nie będziemy żyć w realnym świecie, tylko będziemy zastępować życie robotą. Nikt z nas nie będzie żył wiecznie. Gdybym mogła cofnąć czas, to zrobiłabym wszystko, żeby tyle nie pracować, żeby mieć te same możliwości co rówieśnicy, przeżyć to samo, doświadczyć tych samych uczuć, wydarzeń, zwiedzić miejsc.

- Nie duszę w sobie głupoty ludzkiej, szukam sposobów na "odbicie piłeczki", na odreagowanie głupoty - dalej spotykam się z ignorancją, z kolejnymi próbami manipulacji i wpędzenia mnie w powrót do bycia kopciuszkiem "powinnaś wziąć kredyt, mieć dzieci, samochód w leasing, mieć spółkę, nie przesadzaj, inni mają gorzej" to takie klasyki. Staram się odbijać komunikat nadawcy, odbić go i zawrócić do nadawcy, odcinać się od takich "doradców", wyciszać się na sesjach z psychologiem, wyrzucać ten ludzki jad z siebie, uczyć się stawiać granice. Tacy "doradcy" nie będą potem za nas tego kredytu ani leasingu spłacać, nie będą za nas cierpieć z przebodźcowania przez krzyki potomstwa, nie będą za nas cierpieć z powodu rezygnacji z siebie.

- Czas na trening to czas święty - wyciszony telefon. Jak komuś nie pasuje, to niech płaci za moje środki przeciwbólowe.

- To samo dotyczy śniadania czy kawy, żadnej roboty podczas posiłków. Śniadanie co najwyżej zabrać z kuchni na balkon albo do łóżka, nic co służy do roboty nie może być w zasięgu. Dla mnie smakować posiłek to trudne zadanie, mam od lat problemy z koncentracją, staram się koncentrację w ten sposób jakoś wytrenować. Ciężko mi jest skupić się na smaku, głowa potrafi godzinami mielić robotę, ciężko skupić się na tu i teraz.


Liczę się z tym, że tym jednym postem świata nie zbawię. Ale jeśli ci którzy praktykują na mnie tę tresurę na kopciuszka, zamiast pomóc mi korzystać z życia, dzięki temu postowi uruchomią zwoje mózgowe, da im to do myślenia, i zaczną mnie traktować jako osobną jednostkę, a nie maszynę, to było warto.
Tak samo, jeśli dzięki temu postowi ktoś znajdzie coś, co pomoże mu uwolnić się od wiecznej roboty, to było warto.


[POST NIESPONSOROWANY]

3 komentarze:

Nieopłacone linki nie są zatwierdzane. Chcesz się na tej stronie zareklamować? Sprawdź zakładkę Reklama :)
Prosimy o dodanie bloga do listy wyjątków filtrów reklam, z szacunku do naszej pracy, dzięki reklamom możemy utrzymać wysoką jakość treści.